Zjeść karpia czy też go wypuścić? – oto jest pytanie
Karp został sprowadzony do Polski jeszcze w średniowieczu, więc nie jest to gatunek rodzimy. W naszej tradycji, zadomowił się, nie tylko w wodach, ale jako jedno z głównych dań, na wigilijnym stole. Zwolenników karpia można przekonać łatwo, chociażby tym, że łuska wrzucona do portfela w Wigilię, przyciągnie pieniądze przez cały rok. Przeciwników tej ryby nie zadowolą żadne finezyjne przepisy, tym bardziej swojski karp po polsku, czy międzynarodowy – po żydowsku lub po grecku. Z gustami nie ma co dyskutować, a najcieplejsze, z najzimniejszych świąt, zaczynają się jutro.
Można też o karpiu, w wydaniu „no kill”. Co to za pomysł?
– Zdecydowanie nas jest więcej. – mówi Marek Malman, znany pyrzycki “karpiarz”, który łowi, mierzy i waży, a potem znów rybę wrzuca w odmęty.
To się zaczęło w Anglii. Po prostu wędkarze wypuszczali ryby, w związku z tym, że karp jest niepopularny na Wyspach Brytyjskich, jak wiele innych słodkowodnych ryb. Pomysł wziął się z tego, że “karpiarze” woleli łowić większe sztuki, niż w końcu nie łowić wcale, kiedy jeziora opustoszeją. W wędkarstwie jest wiele metod, specjalizacji, między innymi w połowie karpia. W sumie wypuszcza się coraz więcej gatunków, ale specjalne ich traktowanie właśnie zaczęło się od karpia, z użyciem do tego mat lub swego rodzaju akwariów. Taką rybę wyciąga się na brzeg, układa na macie, mierzy, waży…nie smaży.
– Ale po co to robicie? Instynkt łowcy?
– Nie… no może niekoniecznie zależy nam, żeby położyć coś na patelni, choć karp, to jedna z największych ryb. Ma potężną siłę i jest waleczna. Łowienie sprawia naprawdę frajdę, ale trzeba mieć sporo doświadczenia – przekonuje Marek.
Okazuje się, że największe sztuki mogłyby w wersji odłowionej zdominować na wigilijnym stole, pozostałych kilkanaście potraw. Zdarzają się sztuki powyżej 30 kg, jednak potwierdzony przykład giganta, został odłowiony we Francji. Jego waga to ponad 46 kg, a wiek? O długowieczności karpia krążą od wieków legendy. W tradycji japońskiej przypisuje się tej rybie wielką żywotność, a kolorowe proporce w kształcie karpia symbolizują moc i energię, której życzy się dzieciom, z okazji ich święta. Z należytą czcią traktuje te ryby buddyzm, uznając je za synonim wolności.
– Wędkarze opowiadają i fotografują, te same okazy po kilku latach. Jak je poznają? Niektóre mają tak jak ludzie, jakieś znaki szczególne lub zabliźnioną ranę. – mówi Marek Malman, który podobnie jak inni pasjonaci, dokumentuje wiele wydarzeń, więc zbliżamy się do pytania o osiągnięcia wędkarskie.
– Karp nie był złowiony na łowisku komercyjnym, gdzie jest ich wiele, na małym obszarze, choć i takie łowy sprawiają wędkarzom trudność. Zwłaszcza większe sztuki, rozpoznają zanętę, od kulek uzbrojonych w haczyk, a potem…sprytnie je omijają. Mój karp miał 12,5 kg i 88 cm, ale to jest szczególne, że został złowiony na dzikiej wodzie, a to podwójna satysfakcja. – opowiada z dumą „karparz” – Trzeba mieć trochę zimnej krwi i dobry sprzęt. Włożenie do podbieraka, kiedy jest się samemu, to też problem. Potem się odpoczywa, robi zdjęcie i wypuszcza rybę.
– I co… taka wymęczona, przeżywa, czy pływa do góry brzuchem, to takie No kill?
– Karpie są niezwykle silne, żywotne, większość przeżywa spotkanie z wędkarzem.
Na pewno wymęczony karp, nie spełnia przysłowiowych życzeń wędkarza. Okazuje się, że w jeziorach i to całkiem blisko, mogą żyć nie tylko ogromne karpie, ale i złote rybki. Marek Malman na dowód, pokazuje zdjęcie znajomego, z tołpygą złotą. Wiele lat temu próbowano introdukować w Polsce amura i tołpygę. Czyżby wpuszczona do jeziora Wądół złota rybka, znalazła tyle planktonu i dobre warunki rozwoju, by osiągnąć imponujące, około 30 kilogramów? Tamten okaz jednak nie wrócił do jeziora.
W naszej pyrzyckiej „Tamie” też trafia się ryba, z którą spotkanie, może wprawić w osłupienie. Oglądam krótki film, rybę udaje się wyciągnąć na brzeg, a kiedy całym ogromem cielska, wykracza poza matę, okazuje się, że ten sum mierzy ponad 160 cm.
Po długiej walce z wędkarzem, wraca jednak na swoje terytorium, rozcinając wody sztucznego zbiornika Sicina.
Może w świątecznej przerwie będzie czas na spacery i obserwacje bliskiej przyrody. Jeśli karp z hodowli, zagości na naszych wigilijnych stołach, wciąż możemy mieć nadzieję, że w dzikich jeziorach naszego regionu, jeszcze żyją olbrzymy: drapieżne szczupaki, ławice płoci i długowąse sumy.
Anetta Głuchowska-Masłyk
Przecież to jest jedzenie.
Piękna sztuka … a może spełni jakieś życzenie ????? 🙂
A ja na siecinie zazwyczaj łapię same płotki i oklejki
Czekam na spełnienie życzenia