Podniebna uczta na paralotni, byle bez cukierka!

          Narodziny paralotniarstwa to lata 70-te, po eksperymentach Francuzów, z szybującym spadochronem. Kiedy NASA wykonuje kolejne próby w latach 90-tych, sprowadzając rakiety za pomocą specjalnych paralotni na ziemię, już dokonuje się przełom, który otwiera raj dla hobbystów. Powstają różne rodzaje paralotni, od górskich, aż po paralotnie noszące narciarzy nad przeszkodami.

        Wszystkich pasjonatów łączy jedno – trudno ich namówić na rozmowę. Kiedy tylko na facebooku napisałam, że spotkam się z latającym Jackiem, od razu pojawiły się wpisy i każdy wiedział, o kim jest mowa. Okazuje się, że już ktoś wspomina pracownię modelarską sprzed lat, wspólne klejenie modeli i marzenia o lataniu. W podstawówce, podniebne wizje spełniają się za sprawą modeli szybowców i latawców, które puszcza w niebo. Ikarowym eksperymentem ma być motolotnia z listewek i prześcieradeł. To nie mogło się udać. Potem miało być liceum lotnicze, jednak nie wyszło. Technikum, wojsko, praca, aż do dziś.



reklama
      


         – Proszę – Jacek podaje mi kawałek kolorowego sznurka, którym machał z daleka na powitanie – to kawałek linki od paralotni. Wpadam na pomysł, zawiązuję ją na nadgarstku, mam bransoletkę. Ale, zaraz, zaraz.

         – Chyba nie powiesz mi, że to może utrzymać człowieka?!

        Linki, nie jedna, a cały ich komplet, to tylko element paralotni. Umocowane są do uprzęży w dwóch punktach i to ma ułatwić sterowanie, ale już do skrzydeł, mocowane są w wielu miejscach, dzięki temu, skrzydło należycie i równomiernie się układa. Balans ciałem i sterówki powodują zmianę toru lotu. To i tak plątanina niezrozumiała dla ignoranta. Dzielę się uwagą, że nie wierzę linkom.

       – No wiadomo, najważniejszą częścią paralotni jest skrzydło – mówi Jacek. Po tym wstępie, od razu przechodzimy do lądowania, bo jak się skrzydło złoży, można szybciej opadać. Jednak nie jest to jeszcze moment, w którym chcę słyszeć o locie z wysokości ku ziemi, więc pytam o wznoszeniu.

        – Można latać na wysokościach do 4 kilometrów, ważne są warunki głównie dla bezpieczeństwa lotu. Jeśli na niebie pojawiają się cumulusy, są niestety w górze turbulencje, a to się może źle skończyć. Nad płaskim terenem tak nie szarpie, w górach mocniej, są silniejsze prądy, trzeba mieć wiedzę – tłumaczy pyrzycki paralotniarz.

          Ciekawe, co można zobaczyć z góry?

      – No wiesz, ludzie pytają mnie – a widziałeś, że ci machałem? Kolega opowiadał, że w końcu machał do wszystkich, ale do czasu, aż kiedyś usłyszał, że latał jakiś idiota i machał bezwładnie rękami.

         Co do strachu, Jacek potwierdza, że przed startem jest napięcie, jeśli jednak lotów jest w sezonie dużo, może to osłabić czujność i wtedy pojawiają się błędy, na przykład skręcone linki, spirala, efekt – opadanie z prędkością do kilkunastu metrów na sekundę.

           Kiedy oswoiliśmy temat, pojawia się pytanie o widowiskowe sztuczki paralotniarzy.

          – To jest tak samo, jak z pilotami, w końcu po wielu godzinach lotów, przychodzi pomysł, by coś zrobić prócz tego, co się już dzieje. Z paralotnią też tak jest, a wszystkie znane obecnie tricki, powstały zapewne z przypadku. Ostre spirale, wzrost siły odśrodkowej i gwałtowne opadanie.

          Oczywiście nic nie mówią mi terminy fullsztal, wingover czy SAT. Każde z nich to kontrolowane lub niekoniecznie – formy podniebnych skoków, nagłych spadków, falowania, lotu spiralnego. Na samą myśl o podniebnych wariacjach, wolę zapytać o przyziemne koszty tego hobby.

          – Skrzydło, napęd, na początku, to był koszt około 6 tys zł. Paralotnia musi mieć przeglądy, tym bardziej, że jest to sport ekstremalny, oczywiście podlega ubezpieczeniu. Nowe sprzęty są drogie. Uprawnienia do samodzielnego latania? Oczywiście najważniejsze to bezpieczeństwo. Kurs przynajmniej podstawowy, po którym uzyskuje się świadectwo kwalifikacji.

         Czasami potrzeba szybciej zejść na ziemię, bo wieje lub zbliża się front burzowy, co wtedy?

         – Nie mów, że odcinasz po kolei linki – próbuję żartować, jednak sytuacja w powietrzu może być groźna.

         – Jedna forma zejścia to zakładanie uszu, czyli zawijanie skrzydeł po 1/3 z każdej strony i tak zatyka się otwory wlotowe do części skrzydła, zmniejsza się wówczas siła nośna i opadanie jest szybsze. Można zrobić besztal, wtedy składa się środkową część skrzydła.

          Jacek przypomina groźne sytuacje – Kolega o mało nie zawadził o linie elektryczne, przeleciał prawie, podniósł nogi nad przewodami, ale z tyłu jest obudowa na śmigło i zawadził nią. Skrzydło poszło do przodu, szarpnęło, na szczęście wyszedł bez szwanku, zawiesił się na gruszach, które rosły dalej. Ja sam nie miałem poważniejszych sytuacji choć zdarzyło się, że nie miałem „gaszenia” silnika, obcięło mi linki. Jak wystartowałem, nie wiedziałem o tym jeszcze, więc lecę nad Pyrzyckimi Spotkaniami z Folklorem i zauważyłem… Przypominałem sobie, co mogę zrobić w takiej sytuacji! Znalazłem trzy metody, a wylądowałem z takim przytupem! Nic się nie stało, choć za drzewami, przycisnęło mnie do ziemi – dziś się z tego śmieje.

          Niespecjalnie się martwimy, że artykuł może zachęcić do latania, bez uprawnień, choć taka pokusa może być słodka, czasami… zbyt słodka.

        – Cukierek! To się może zdarzyć każdemu i jest to manewr najbardziej niebezpieczny – twierdzi Jacek – Zdaje się, wymyśliła go sama natura, przy mocnym podmuchu. Czym więc jest?

          – Skrzydłem musi tak machnąć, żeby paralotniarz znalazł się i zawinął pod nim. Ale ja już nie chcę wiedzieć, czy i jak wychodzi się z cukierka, cieszy mnie natomiast kontakt z ziemią.

         W Pyrzycach, prócz Jacka, wiele osób lata nad naszymi głowami, Zbyszek Wasiak, Grzegorz Młynarski, Janusz Kuzioła, Bartek Orłowski.

          Czego można im życzyć? Spokojnego wznoszenia i opadania. Tylko żadnych cukierków!

    Z Jackiem Burdą rozmawiała Anetta Głuchowska-Masłyk

7 odpowiedzi na Podniebna uczta na paralotni, byle bez cukierka!

  1. Tadek z Pyrzyc pisze:

    podziwiam Jacek i pozdrawiam

  2. Szymkowicz pisze:

    Mam nadzieję że kiedyś odwaga pozwoli mi na takowe super przeżycie 🙂

  3. tatamatiego pisze:

    Fajnie się Was ogląda. Ale raczej bym sie nie zdecydował
    Podziwiam odwagę.

  4. Nefre pisze:

    Widać u kolegów profesjonalizm 🙂 Duża adrenalina, fajne hobby i życzę tyle samo startów i powrotów. Pozdrawiam podniebne pyrzyckie ptaki 🙂 i dziękuje za możliwość pooglądania tak pięknych zdjęć zrobionych z lotu ptaka.

  5. antyturbine pisze:

    Już niedlugo nie zobaczymy na Pyrzyckim niebie paralotniarzy..ale w zamian będzie las silowni wiatrowych

    • Anonim pisze:

      oby nie,mam nadzieję ,ze ludzie sprzeciwiajacych się tym korupjogennym machinom nie pozwolą na zachwaszczenie naszych terenów -warto przyłączyć sie do nich i wspomóc aby nie było zapóżno

  6. kostek pisze:

    Panowie paralotniarze jak ja wam zazdroszczę,to nie macie pojęcia.Może gdybym był młodszy to też bym wstąpił w Wasze szeregi a tak,to zostało mi podziwiać widoki na zdjęciach i filmach. Pozdrawiam…sprzyjających wiatrów i tyle lądowań co startów.

Skomentuj tatamatiego Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.