Opowiem Wam Pyrzyce

        Pierwsze kadry filmu. Droga, pędzący pociąg historii, bo ona zaczyna się od chwil, kiedy bohaterowie, byli jeszcze dziećmi. Nie wiedzieli, że podróż zaprowadzi ich do miejsc, w których zostaną po dziś dzień. Pyrzyce, Lipiany, Nowielin, Rosiny i wsie, opustoszałe po wojnie, z hektarami pól, pustymi domami i dogasającą historią Niemców, którzy jak wspomina świadek tych chwil – Bolesław Garczyński – całowali klamki swych domów na pożegnanie. Nie wiedzieli tylko, że drzwi swoich domów, zamknęli już na zawsze.

        Skruszone nawałnicą wojenną stare mury Pyrzyc, budynek Ratusza bez okien, kolumny kościoła, sterczące do gołego nieba, niczym starożytne ruiny, i pierwsza ulica oczyszczona z gruzów – dzisiejsza 1 Maja – tak widzimy miasto po wojnie.

        Wśród szesnastu bohaterów filmu, każdy ma wcześniejszą historię i pozostawiony za sobą, w różnych okolicznościach – dom.

         Przesiedleńcy ruszyli na zachód, tłocząc się w ciasnych wagonach. Czas trwania podróży w nieznane, odliczany ubywającymi z worków sucharami, kromkami chleba, pieczonego jeszcze w domu i falującymi łanami zboża po drodze. – W wagonie była sypialnia, toaleta i jechały z nami zwierzęta, krowy, konie. Do jedzenia był chleb, zupa, to wszystko i tak się jechało dalej, na zachód – mówi jedna z bohaterek opowieści.

       Film podzielony na kilka epizodów dotyka spraw codziennych, już na miejscu, mówi o trudach, walce o przetrwanie, na ruinach i opuszczonych folwarkach.

       – Kiedy weszliśmy do mieszkania, wszędzie było tylko pierze, bo szabrownicy rozkradli wszystko i pozostały tylko dwa łóżka, szafa. Wszystko trzeba było zaczynać od początku. Normalne życie…

        – Tata z moim najstarszym bratem, zbierali pociski wokół domu, usypali ich dwa wielkie kosze – słyszymy dalej – Bawiłam z się z koleżanką i znalazłam świecącą rurkę, podniosłam… usłyszałam szum, zdążyłam ją odrzucić na drzewo. Wybuchło, rozerwało na strzępy, a nas pokrył popiół, jak kominiarzy. Nie było bezpiecznie.

       Życie codzienne. Ciekawy motyw, ubrany w czarno-białe zdjęcia. Pierwsze ekipy sprzątające miasto, inżynierowie sprowadzeni do odbudowy Pyrzyc. Życie miało barwy skruszonej cegły, pyłu i gruzu. Wszyscy w pamięci mają wojnę, widzą ją na własnych podwórkach, dzieciaki bawią się, pomiędzy ocalałymi na wpół zabytkami, noszą karabiny. Bagnety zabierają dorośli, do prac w polu, do kuchni. Jednak w sercach wszyscy noszą nadzieję na rychły powrót do domów, które zostawili w Centrali, Wielkopolsce, na Wschodzie. Do dziś, miękki, lwowski akcent bohatera opowieści z Lipian, zdradza jego pochodzenie. Ale w słowach nie ma złości, jest wzruszenie i uśmiech na ogorzałej, wciąż promiennej twarzy.

        Jak tu ominąć motyw gastronomiczny, kiedy po projekcji filmu, stoisko z chlebem i smalcem zaprasza, a młode wolontariuszki, śmieją się, że nigdy wcześniej nie próbowały takich cudów.

        – My, mieliśmy swoje bliny, a inni pierogi. Jak bardzo smakował chleb ze smalcem, tego nie zapomnę! – mówią jeszcze bohaterowie filmu.

        Po filmie inaczej będziemy patrzeć na znane miejsca. Dom Kultury, którego dziś już nie ma, budowany był od podstaw, głównie w czynie społecznym. Akcje odgruzowania miasta przez młodzież, zbieraną z wiosek…ale nie było przymusu, potem zabawy taneczne, normalne lekcje w szkole, nowe przyjaźnie, miłości, ale i ludzka zawierucha, efekt różnych kultur, osobowości i walki o każdy dzień.

        Szkoła, początkowa zbieranina młodzieży w łączonych klasach, potem, kiedy było wiadomo, że tu już jest dom, powstało przedszkole, choć warunki były trudne. – Mieliśmy dla dzieci niewiele zabawek, jedzenie też było skromne, rodzice przynosili co mieli, jedni warzywa, inni owoce – słyszymy opowieści pani Heleny Szczepaniak, ówczesnej kierowniczki, z pierwszych lat edukacji powojennej.

        – Jednemu nauczycielowi dzieci po prostu wchodziły na głowę, nie dawał sobie rady, bo przecież były prawie w jego wieku, drugi zebrał pieniądze na książki i uciekł, dopiero trzeci został. Jako młodzi nauczyciele, zostawaliśmy nawet wieczorami w szkole. Do czego miałam wracać, jeśli w moim pokoiku na piętrze było zimno, nawet nie umiałam rozpalić w piecu. Koleżanki szydełkowały, robiły na drutach, wpadliśmy w końcu na pomysł zorganizowania teatru. Śluby Panieńskie – Aleksandra Fredry…wspomina pani Gabriela Jędruch.

        Patrząc na czerstwe twarze i radość z rzeczy małych, już wiemy, jak prosty jest przepis , nie tylko na sukces w kuchni , przy blinach, czy pierogach. Receptura mało skomplikowana na życie –szanujmy rodziców, pracę, siebie nawzajem, trzeba uczyć się – patrząc nam w oczy z ekranu, bohaterowie mówią szczerze, bo przecież sami, mimo potwornych czasów, w których dorastali, odnieśli sukcesy zawodowe i życiowe. Pan Eugeniusz Mazur, mieszkaniec Lipian, pokazuje wyblakły tatuaż na przedramieniu – Bóg, honor i ojczyzna…Tego się trzeba trzymać i trudno powstrzymać wzruszenie.

       Spotykam bohaterów filmu po projekcji, ich rodziny – synów, córki, wnuki.

        – Wiesz co, nie wstydzę się tego powiedzieć , wzruszyło mnie to, naprawdę– mówi syn pani Jolanty Chrzanowskiej, bohaterki opowieści o swojej historii, widzianej oczami młodej dziewczyny, która początkowo przyjeżdżała na wakacje, do rodziny, do młyna. Dla pani Joli, Pyrzyce z pierwszych lat, to wakacje, pachnące dzikimi różami i walerianą, po zbombardowanej aptece w centrum miasta.

         Nie tylko Jurek, tak podsumowuje wrażenia. Na korytarzu przed salą kinową widać młodzież, zaangażowaną w realizację filmu, uczniowie liceum, którzy stworzyli warstwę, jakże klimatycznej narracji, w estetyce tamtych czasów. Charakteryzacja, dopilnowana przez Wiolettę Al-Halawani i jej córki, które świetnie wcieliły się w role zwykłych ludzi z lat powojennych, dodały smaku czarno-białej stylistyce i surowej oprawie codziennych scenek. To znakomity pomysł, by połączyć różne pokolenia, w jeden projekt.

         Widzę organizatorów, Stowarzyszenie Kamera ze Szczecina i oczywiście Martę Hołownię – szefową Stowarzyszenia Fabryka Dobrego Czasu, która w skupieniu, przyjmuje gratulacje. Bo pewnie już gdzieś, z tyłu głowy ma nowy pomysł, jak zaczarować i wyhamować czas, a potem zabrać nas w kolejną podróż. Może to już nie będzie pociąg historii, a całe transporty kultury, choć widzowie dopominają się dalszego ciągu opowieści. Kto wie…

          Zainteresowanie filmem jest ogromne, więc kolejną projekcję przewidziano już 30 kwietnia. Bilety w kasie Pyrzyckiego Domu Kultury, polecam gorąco.

Anetta Głuchowska-Masłyk

15 odpowiedzi na Opowiem Wam Pyrzyce

  1. E.R. pisze:

    Publika przyszła po bilet po 5 zł

  2. Anonim pisze:

    Żaden filmik nie odda realiów niestety

  3. paprota pisze:

    Ale bez ekscytacji proszę, o osadnictwie na Pomorzu wydano już tomy wspomnień. Kto chciał mógł się zapoznawać. Film oczywiście ma swój walor, bo jest to filmowa wersja. Ale by streszczać wypowiedzi ‚opowiadaczy’ – przesada. Recenzent winien zauważyć i mankamenty których jest w filmie mnóstwo

  4. tatamatiego pisze:

    Szacunek za pomysł . Postawa patriotyczna godna nasladowania.

  5. Anonim pisze:

    Streszczać? Chyba to nie miały być cytaty, a jakieś nie naukowe i historyczne opracowanie. Kto chce to niech czyta tomy i cytaty, a film ma cos opowiedzieć o miejscach, które znają mieszkańcy. kto chce, pójdzie na film.

  6. Gruby pisze:

    Kiedy Film trafi do sieci??

  7. Anonim pisze:

    Ale kino

  8. oni pisze:

    widziałem całość kilka razy, d.. nie urywa, pomysł skopiowany z innych produkcji. Lepsze coś nisz nic

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.